Dopiero wieczorem dotarło do niej to, o czym tak naprawdę rozmawiała z prawnikiem. Wydawało się jej, że słucha uważnie, nawet notowała niektóre pojęcia. Teraz to wszystko nie miało znaczenia, bo nie mogła się skupić, nawet na najprostszej czynności. Ręce jej drżały, a setki myślo-uczuć mieszały się w jej głowie, by ostatecznie eksplodować w brzuchu.
To, że od kilku lat nie układało się między nią a mężem, wiedziała doskonale. To, że nie ma jej na żadnym zdjęciu w mediach społecznościowych męża, zauważyła dopiero wieczorem. Porażenie nastąpiło chwile później. Stanley Milgram, w latach sześćdziesiątych, wykonał szereg eksperymentów, w ramach których badani, pod nadzorem eksperta w białym fartuchu, mieli za zadanie razić prądem przywiązanego do krzesła ucznia, jeżeli tylko źle odpowiedział na zadane mu pytanie, zwiększając napięcie przy każdym kolejnym błędzie. Skala była szeroka od 0 do 450 Voltów.
Przy 270 Voltach uczeń krzyczał z bólu i kilka razy prosił, aby go wypuszczono. Przy 330 Voltach wył z bólu, mówił, że ma problem z sercem, które już nie wytrzymuje i że przetrzymywany jest bezprawnie.
Choć eksperyment miał za zadanie zbadać, jak daleko posuną się ludzie, przy przyzwoleniu specjalisty z danej dziedziny, a specjalista i uczeń byli podstawionymi aktorami, to wyniki mocno zaskoczyły badacza. Tak samo, jak zaskoczyła ją jedna powtarzająca się twarz, wśród dziesiątek zdjęć jej męża.
Czekała ją poważna rozmowa, ale nie teraz. Musi zebrać siły, bo w tej chwili czuła się tak, jak czuł się badany uczeń w 65% przypadków, w których zaaplikowano mu pełną skalę rażenia – 450 Volt. Tylko że uczeń udawał i nie czuł bólu, a ona nie.
Ciekawić może tylko, dlaczego na tego biednego ucznia wybrano pulchnego księgowego?