Przetarła ponownie, suche ze zmęczenia oczy. Nic nie było jednak tak, jak być powinno, a nadzieja, na to, że się wyśpi, prysła w mgnieniu oka. Nieprzespane noce dawały znać o sobie coraz bardziej.
Wejście do klatki blokowała karetka, która wjeżdżając rozorała trawnik. Dwóch sanitariuszy dziarskim krokiem, wyskoczyło bocznymi drzwiami, ewidentnie z czegoś się śmiejąc.
Miała tylko nadzieję, że nie przyjechali po kolejnego trupa, bo będzie musiała, na poważnie zastanowić się, nad przeprowadzką. Nie, wówczas nie byliby w takim dobrym humorze – pomyślała, ale kto ich tam wie. Weszła do klatki.
Zdziwiło ją, że drzwi do jej mieszkania były lekko uchylone. Nigdy nie zdarzało się jej zostawić otwartego zamka, o drzwiach już nie mówiąc. Mąż pracował do późna, rodzice byli zajęci swoimi sprawami, a to ona ostatnia wychodziła z domu. Złodzieje – pomyślała i ogarnęło ją przerażenie.
Gdy uświadomiła sobie, że na pomoc sąsiadów nie ma co liczyć, bo jeden zmarł, a drugi zapewne jest ratowany właśnie przez sanitariuszy, wyjęła z torebki gaz pieprzowy. Kupiła go lata temu, by móc bronić się przed agresywnymi psami i teraz właśnie mógł okazać się pomocny. Ściskając metalową buteleczkę w dłoni, powolnym, niepewnym krokiem wkroczyła do mieszkania.
The form you have selected does not exist.