Gdy tylko pod stopami poczuła krakowski peron, wypełniło ją uczucie ulgi. Sama nie wiedziała czy to przez opary nalewki unoszącej się w przedziale, czy może przez to, że Zamek na Wawelu uznawany jest za miejsce mocy regenerujące siły i poprawiające samopoczucie. Musi poczytać więcej o czakramach ziemi – postanowiła.
– Zapowiada się mistyczna wyprawa – pomyślała i spojrzała na przyjaciółkę, która akurat nabierała powietrza do płuc, niczym mistrz medytacji.
– Co w Krakowie, pozostaje w Krakowie – wyszeptała powoli na wydechu, niczym buddyjską mantrę, uśmiechają się przy tym figlarnie.
– A co masz do stracenia, obruszyła się, Twój stary to nieudolny batman, z połamaną szczęką. Teraz to raczej drutman – zaśmiała się pod nosem.
Tłumy rozszalałych turystów, ocierały się o nie, spowalniając ich ruchy.
Pielgrzymka jakaś czy co – pomyślała.
Krakowski dworzec, co prawda nie przypadł jej do gustu, ale na szczęście udało się jej szybko go opuścić. GPS wskazywał im kierunek do hotelu – 5 minut piechotą. Idziemy zdecydowały.
Wiesz co to czakramy – zapytała przyjaciółki.
Pewnie, to miejsca mocy. Podobno jeden z hinduskich bogów rzucił na ziemię kila kamieni i z nich promieniuje moc. Czy jakoś tak, Wiem, że takie miejsca są W Rzymie, Delhi, Jerozolimie i Krakowie. to nie wszystkie miasta, ale reszty nie pamięta- poczytaj w internecie – poleciła przyjaciółka.
– W Polsce są inne, pomniejsze czakramy… podobno – powiedziała. Musimy je kiedyś odwiedzić. Pochodzić bosymi stopami po chłodnej ziemi, wiesz tak świadomie, czując energię miejsca.
Energia krakowskiego czakramu została chyba niespodziewanie wyzwolona, bo ziemia pod jej stopami zrobiła się lodowata, a ona nie mogła się ruszyć. Świat zaczął się rozpadać na kawałki, a piekło zamarzło – gdy tylko oderwała wzrok od ekranu telefonu. Ręka zastygła jej w półruchu, a przerażanie w oczach koleżanki rosło z sekundy na sekundę. Dzwonił jej jeszcze mąż…