Kolorowe światła karetki rozlały się po ciemnych ścianach sypialni, a dźwięk syren od razu ją obudził. Wiedziała, że nie ma czym się przejmować, bo córka spała spokojnie, a przecież to nie ona wzywała karetkę. Nie znaczy, że było łatwo. Jedyne chwile, które udawało jej się wyrwać z nocnej puli snu to te, pomiędzy ustawionym, co godzinę budzikiem.
Dzięki Bogu, po podaniu antybiotyku, mała dosyć szybko przestała gorączkować. Nie był to koniec choroby, ale mogła już nieco odetchnąć. Przynajmniej odsypiała nieprzespaną noc, na raty, w poczuciu, że sytuacja jest opanowana. Wiedziała, że w pierwszych kilku dniach, gdy wydawało się, że wojna została wygrana, pojawiał się zazwyczaj niespodziewany atak i temperatura szybuje w górę. Były to jednak bitwy o zdecydowanie słabszym nasileniu. Zadzwonił telefon. Kto o tej porze dzwoni, powiedziała pod nosem lekko zachrypniętym i nierozbudzonym jeszcze głosem. Muszę wyłączać telefon na noc – pomyślała. Otworzyła oko, zlokalizowała aparat, poczekała aż ekran nabrał ostrości i odnalazła zieloną słuchawkę. Drugie oko wciąż było zamknięte. Przez chwilę nie docierało do niej to, co słyszała lub po prostu nie chciała w to uwierzyć. Jej sąsiad był martwy.