Historia jakich wiele

#37 Dzień jak co dzień

Dzięki rozmowie z przyjaciółką dowiedziała się sporo informacji na temat sąsiada i okoliczności jego śmierci. Nadal nie mogła wyjść ze zdumienia, jak mocno mogła się co do niego pomylić. Piotr musiał się porządnie zauroczyć, skoro tak wszystko wyśpiewał przyjaciółce, ale czego nie zdziała kobiecy urok. Odłożyła segregator na półkę i wyłączyła komputer. Czas do domu, pomyślała, jednak myśl ta nie napawała ją już takim optymizmem, jak wcześniej. Po ostatnich wydarzeniach dom przestał jej się kojarzyć z ostoją spokoju, z bezpieczeństwem. Na całe szczęście córka zamieszkała z dziadkami, przynajmniej do czasu jak się nie wyjaśni cała sprawa. Postanowiła, przy wsparciu przyjaciółki, że poszuka sama dowodów. Na razie było brak i policja pewnie umorzyłaby sprawę. Kartkę z pogróżkami, która zresztą zniknęła, widziała tylko ona, gościa w kapeluszu też, choć teraz to wspomnienie rozmyło się na tyle, że nie pamiętała dokładnie koloru kapelusza ani auta. Strach…. Strach pamiętała doskonale, ale to nic nie dawało. To żaden dowód – pomyślała. Zgasiła światło i zamknęła drzwi do swojego biura. Przemknęła pustym już korytarzem w stronę kuchni, z której dobiegały dziwne odgłosy. Wiedziała jednak, co się świeci. Pa Agnieszko! Pomachała koleżance, która czyściła ekspres do kawy i przygotowywała go do odkamieniania. Precyzja i szybkość, z którą to robiła, cały czas ją zadziwiała i do tego to skupienie. Wciskając podajnik do ekspresu jedną ręką, drugą pomachała jej i się uśmiechnęła. Lubiły się. To dzięki niej wszystko o poranku zawsze było na swoim miejscu, a wszelkie zanieczyszczenia z jej biurka znikały, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Co rano wita ją też świeży, kwiatowy zapach, zapewne pochodzący ze środków do mycia mebli. Zbiegła ze schodów i szybkim tempem udała się na przystanek autobusowy. Stresowało ją kupowanie biletu w autobusie, dlatego korzystała z aplikacji mobilnej banku. Tam mogła szybciej kupić i skasować bilet. Wystarczyło, aby wpisała jego numer boczny lub zeskanowała kod QR i po problemie.


Autobus był zatłoczony jak zawsze o tej porze. Na zewnątrz było ciepło, a w wewnątrz, przy takiej ilości ludzi, wręcz gorąco. Do tego, jak zawsze trafił się ktoś, komu nie było wygodnie lub nie podobało się zachowanie innej osoby, choć ona akurat stała cicho i nie wdawała się w dyskusje. Próbowała sobie przypomnieć wydarzenia ostatnich dni i poukładać je w swojej głowie. Kilka z nich udało jej się włożyć do właściwych przegródek, ale sporo jeszcze zostało do uporządkowania. Nagłe zahamowanie wyrwało ją z zamyślenia. Wszyscy wpadli na siebie, jęcząc i wzdychając. Ci, którzy narzekali przez całą drogę, mieli teraz temat do głośnych rozmów. Na samą myśl, że musi przeciskać się przez tłum spoconych ciał i niezadowolonych twarzy zrobiło jej się niedobrze. Przepraszam – powiedziała zbyt głośno, tak że większość podróżnych spojrzała się w jej stronę, nic jednak sobie nie robiąc z jej prośby. No nic. Trzeba działać. Stanęła komuś na stopę, kogoś innego lekko pchnęła, kogoś kopnęła, ale całkowicie przypadkiem. Dzięki temu udało jej się dopchać do drzwi. Gdy wysiadła z autobusu, złapała duży łyk świeżego powietrza. Tego jej było zdecydowanie trzeba. Spojrzała na odjeżdżający pojazd z ulgą, że nie musi już nim jechać dalej. Miała już na dzisiaj dosyć. Dziwnie smutne i powykrzywiane twarze żegnały ją w niemym geście rozpaczy. W tłumie spoconych głów zobaczyła jednak coś, co ją przeraziło…. kapelusz… Przetarła oczy, aby sprawdzić, czy to, co widzi, jest prawdą. Gdy je otworzyła, autobus już odjechał. Szlag pomyślała.

zdjęcie:pixabay.com

👇👇👇 Sprawdź moje media społecznościowe:

Tiktok.com/@piotrbazyluk

Instagram.com/bazyluk_radca_prawny

Instagram.com/bazyluk_radca_prawny

Facebook.com/bazyluk.radca.prawny

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz