Historia jakich wiele

#29 Przesłuchanie

Wygląd pokoju pozostawiał wiele do życzenia. Farba olejna na ścianach kojarzyła się bardziej z zakładem karnym niż z posterunkiem policji. Nawet w popularnych serialach telewizyjnych, wyglądał on zdecydowanie przytulniej. Jej wzrok przykuła maszyna do pisania. Mimowolnie złapała się za głowę.
– To eksponat, nie przejmuj się. Będziemy używać komputera – jeżeli nie masz nic przeciwko. Zastanawiała się, skąd zna ten głos. Przeczesała dłonią włosy.
– Mogę usiąść, czy mam tak stać – zapytała.
– Oczywiście. Wybacz, zamyśliłem się. Proszę.
Podsunął krzesło niczym prawdziwy dżentelmen i usiadł po swojej stronie biurka.
– Jak zdrowie? Mam nadzieję, że nie wpakowałaś się w inne kłopoty ostatnio.
Zimny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Czyli miała kłopoty. Teraz to już sama nie była pewna czy policjant uwierzy w jej wersję wydarzeń. Kaloryfer, martwy sąsiad i niczym nieskrępowana możliwość wejścia do mieszkania denata.
Chyba zaczynam mieć problemy – pomyślała. Stres, który właśnie urósł do rozmiarów góry lodowej i trudności z wysłowieniem się zapowiadały kłopoty.
To chyba pytanie retoryczne, uśmiechną się pod nosem.
Ale co to ma wspólnego ze sprawą? – wydukała
Nic. Zaśmiał się – zastanawiałem się, jak często sprowadzasz na siebie kłopoty. W Krakowie było o włos, więc to tylko tak z…. ciekawości.
W Krakowie?
No tak, nie kojarzysz, uśmiechnął się ponowie. To ja powstrzymałem Cię od wejścia do obcego auta i odwiozłem do szpitala.
Teraz już wiedziała skąd znała ten głos. Niski, głęboki i przyjemny. Myślała, że miała wymazane wszelkie wspomnienia z tego dnia, jednak głos, ten głos został w jej pamięci.
W sumie nie miałam nawet okazji ci podziękować – wymamrotała.
To akurat zbyteczne, zrobiłem to co powinienem, przejdźmy jednak do rzeczy i miejmy to już za sobą.
O dziwo przesłuchanie minęło w miłej atmosferze. Pouczona została o odpowiedzialności karnej, co jedynie na chwilę zachwiało nabraną przed chwilą pewność siebie. Podczas przesłuchania nie dowiedziała się niczego nowego na temat śmierci sąsiada, ale jej wyjaśnienia wydawały się wystarczające. Opowiadała o ich znajomości, o swoim jeszcze mężu, choć z pewną dozą nieśmiałości i o Stefanie rzecz jasna. Bo Stefan, kultowy kwiat sąsiada wydawał się być tutaj kwestią najważniejszą. Zastanawiała się tylko, czy nie mówi zbyt szybko, bo biedaczyna musiał uderzać w klawiaturę z prędkością światła, co nie było łatwe bo jego skupienie przerywało co chwilę piszczenie jej telefonu.
Bip Bip – Aresztują Cię – pytała koleżanka.
Bip Bip – Aż taki fajny? Zabierz go do domu
Bip Bip – A może… niech cię wsadzą do więzienia, będziesz go częściej widywać.
– Możesz wyłączyć lub wyciszyć telefon – poprosił policjant, próbując skupić się na zapisywaniu, wylanych przed chwilą, w ramach jej słowotoku, słów.
– Muszę się skupić – uśmiechnął się. Zresztą i tak będziesz musiała to przeczytać i podpisać, a nie chciałbym czegoś pomylić. Mówisz, że masz męża – spojrzał jej w oczy.
Tak, ale to już koniec, jestem umówiona z radcą prawnym, a sprawa rozwodowa jest już w sądzie – szybko się usprawiedliwiła, jak mała dziewczynka, która zrobiła coś złego.
– Jak często odwiedzałaś sąsiada?
– Może z dwa razy w tygodniu Dbałam o jego Stefana, to znaczy… kwiata, takiego zielonego wiesz, tego na parapecie – powiedziała nieśmiało skracając coraz bardziej dystans. Skoro on mówił do niej po imieniu, po co miała mu dawać poczucie wyższości. Ona jednak była w gorszej sytuacji, bo nie pamiętała jego imienia.
– I w dniu, gdy zginął denat byłaś w jego mieszkaniu?
– No tak, poszłam naprawić kaloryfer.
– To nie podlać Stefana?
– To przy okazji, bo wiesz, jego kaloryfer raz na jakiś czas jęczy, wydaje takie dziwne dźwięki, że spać nie można. Jedynym ratunkiem było przekręcenie termostatu w kaloryferze. Dwa razy w lewo trzy razy w prawo, wiesz, jak w dniu świra. Oglądałeś?
Policjant podniósł wzrok znad klawiatury i spojrzał na nią, upewniając się, czy ma do czynienia ze zdrowym psychicznie człowiekiem.
– A jak się dostałaś do mieszkania.
– No jak to jak, przez drzwi. Myślałeś, że przez okno? Przez okno bym się pewnie nie zmieściła. Musiałabym trochę schudnąć, aby się wspiąć po balkonie – zażartowała. Sąsiad dał mi klucze, żeby się zajmować Stefanem pod jego nieobecność.
– Podsumujmy, tego wieczora, gdy sąsiad zginął w swoim mieszkaniu, byłaś u niego, gdy on prawdopodobnie leżał już martwy w łóżku i twoja obecność nie była spowodowana koniecznością podlania… Stefana, a jedynie chęcią przekręcenia gałki jęczącego kaloryfera?
– Brzmi dziwnie, ale tak było. Przysięgam.
Podpisała protokół. Ukradkiem zerknęła na imię wydrukowane na dole formularza. Piotr. Miał na imię Piotr. Przypomniała sobie rozmowę z przyjaciółką następnego dnia po zdarzeniu w Krakowie. I co teraz miała zrobić…. Pozdrów przyjaciółkę, usłyszała wychodząc z pokoju.
Gdy weszła do domu, uświadomiła, że ma sześć nieodebranych połączeń. No wreszcie – usłyszała w słuchawce głos przyjaciółki. Opowiadaj, jak było, a przede wszystkim jaki on był albo nie, spotkajmy się w mieście o 20:00. Opowiesz mi wszystko z pikantnymi szczegółami.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz