Historia jakich wiele

#22 Oczy szeroko zamknięte

Wieczór zaglądał już przez na wpół zasłonięte okno hotelowe, a ona nadal nie mogła sobie przypomnieć tego, co się wydarzyło wczoraj, nawet gdy przyjaciółka opisała wszystko minuta po minucie.

– Wypiłaś drinka, może dwa i nawaliłaś się jak messerschmitt. Wydawało mi się, że miło spędzasz czas z nowo poznanym gościem przy barze. Myślałam, że wpadł Ci w oko, bo tańcowałaś z nim po całym parkiecie jak…. napalona kocica. Robił z tobą co tylko chciał. Wiesz, nie widziałam cię wcześniej takiej… więc pomyślałam, że się odgryzasz Batmanowi.  Co prawda zdziwiło mnie, że twój zadziorny charakter gdzieś wyparował, a ty niczym mała dziewczynka na wszystko się zgadzałaś, ale pomyślałam, że lekko odleciałaś na fali… przyszłej wolności.

– Swoją drogą niezła kocica z ciebie. Mrugnęła okiem.

– Gdy jednak gość złapał cię za rękę i zaczęłaś z nim posłusznie wychodzić – przestraszyłam się i nieźle wkurzyłam, że łamiesz naszą zasadę – zawsze wychodzimy razem. Gdy zaczął cię pchać, a ty jak pacynka dawałaś mu robić ze sobą co tylko zechciał, przeraziłam się nie na żarty. Nigdy Cię takiej nie widziałam. Zaczęłam przepychać się przez tłum, nawet drinka po drodze gdzieś zgubiłam. Krzyczałam, ale Ty nie słuchałaś. Gdyby nie Piotr, nie dotarłabym w porę.

Jaki Piotr? – zapytała ze zdziwieniem.

No, ten przystojniak. Gdyby nie to całe to zamieszanie pewnie byśmy umówili się na randkę. Mówię Ci wystarczyło, że na mnie spojrzał, a ja cała drżałam. Kazał tylko pojechać na SOR na badania – więc się posłuchałam.   

– SOR? Jaki SOR?

– Piotr mówił, że to może być zatrucie jakimś świństwem, którego nazwy nie tylko nie zapamiętałam, ale nawet gdybym pamiętała to nie potrafiłabym jej wypowiedzieć – zaśmiała się pod nosem. Wsadziliśmy cię do taksówki i pojechaliśmy na badania. Szłaś za nami jak potulny baranek. A jak się do Piotra uśmiechałaś, fiu fiu… mówię ci….
Ból głowy powoli przechodził, Mogła przynajmniej już usiąść, bez wywoływania trzęsienia ziemi.

I gdzie on teraz jest?

– Nie wiem, rozpłynął się w powietrzu, gdy zabrali Cię na pobranie krwi. O rany, nie zapisałam jego numeru telefonu – uświadomiła sobie przyjaciółka. Jak on się ze mną teraz skontaktuje?

Wracamy jutro do domu – zaordynowała, nie mamy czego tutaj szukać. Tam się wykurujesz.    Oparła się lekko o metalową barierkę łóżka, podkuliła kolana i objęła je rękoma. Czuła się, jak mała, bezradna dziewczynka, podczas awantury domowej. Z letargu wyrwał ją dźwięk przychodzącego smsa.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz