Obudziła się wyjątkowo późno, cisza.
Do tego, że męża nie ma przy niej, zdążyła się już przyzwyczaić, ale do tego, że córka o poranku nie wpełza jej do łóżka, aby ukraść trochę porannego ciepła, nie. Spojrzała na zegarek. Bardziej niż późna godzina zdziwiło ją 15 nieodebranych połączeń. Coś było nie tak. Powoli odchyliła kołdrę, ale nie miała siły wstać. Świadomość wróciła do niej dosyć szybko, tak przynajmniej jej się wydawało. Była w Krakowie, leżała w łóżku, a świeżo wykrochmalona pościel lekko drażniła jej gołe ciało. Było jej dobrze, przez chwilę. Gdy tylko odłożyła rękę, ból głowy zaczął wypełniać ją, po same brzegi, wciskając mózg na wewnątrz. Próbę podniesienia głowy, nie mówiąc już o wstaniu z łóżka, odłożyła na później. W drzwiach pojawiła się przyjaciółka, z troską na nią spoglądając. W ręku trzymała garść leków, a w drugim szklankę z zimną wodą. Sztuczny uśmiech zagościł na jej twarzy.
– Przepraszam, naprawdę przepraszam. Nie powinnam była cię zostawiać samą.
Włożyła jej szklankę do ręki. Ciepło dłoni przyjaciółki rozeszło się po całym jej ciele, wywołując dreszcze. Nie za bardzo wiedziała, o co chodzi. Zresztą nie na tym się teraz skupiała, lecz na bólu, który nie ustępował. Każdy ruch oczu był wyzwaniem. Gdy je zamknęła, było źle, gdy je otworzyła było źle, gdy nimi ruszała, było bardzo źle. Gdy zamknęła oczy, było odrobinę lepiej.
Łyknij. To powinno pomóc – powiedziała przyjaciółka, wkładając jej tabletki do drugiej ręki. Śmiało, lekarz przepisał. Podobno to najlepsze, co można teraz zrobić.
Gdyby nie to, że udało jej się przezwyciężyć ból i lekko unieść powiekę, niczym starą zardzewiałą bramę, nie wiedziałaby, dlaczego twarz koleżanki przybrała blady kolor.
Ty, nic nie pamiętasz, prawda?
Poczekaj, pomogę Ci usiąść, abyś mogła przełknąć i wszystko ci opowiem.
Powoli. Chwyciła ją za rękę, a świat nagle się wybuchł. Za jakie grzechy… pomyślała.