Kolejne dni pamiętała jak przez mgłę. Rutynowe czynności, wykonywane machinalnie sprawiały, że nie czuła się sobą. Śniadanie, obudzić dziecko, spacer do przedszkola, praca, przygotowanie obiadu, odbiór dziecka z przedszkola, kolacja i wymuszony sen. Bo spać akurat nie mogła. Nie potrafiła pogodzić się z tym co widziała. Obrzydzenie do swojej własnej sypialni rosło w niej z dnia na dzień, dlatego od tamtego czasu spała w dużym pokoju. Tamten rejon stał się dla niej strefą skażoną, radioaktywną, której nawet podświadomie unikała za wszelką cenę.
W nocy zaś umysł płatał jej figle i wyciągał na wierzch najbardziej skrywane lęki, karmiąc się nimi, ku jej rozpaczy.
-Czy sobie poradzę? Zamknęła ponownie oczy. Śpij kobieto – powiedziała sama do siebie.
– A jak będzie chciał się wprowadzić, po powrocie ze szpitala? Jak on sobie to wyobraża. Mam go przywitać ciastem i uśmiechem na ustach? Ubrana w strój kocicy? A może mamy to zrobić obydwie? Tylko która miałaby upiec ciasto…. Odpłynęła.
Sen przychodził tylko czasami, był jednak zbyt delikatny, by wypocząć. Wybudziła się nagle ze wspomnieniem „jeszczemęża” ubranego w zbyt obcisły strój. I ten wulgarny śmiech kochanki. Tego nie mogła znieść najbardziej.
Podoba Ci się opowiadanie? Koniecznie zapisz się do newslettera: