Gdy przekroczyła próg, usłyszała szept dochodzący z sypialni. Upewniła się, że gaz trzyma skierowany we właściwą stronę. Nie była głupia. Widziała na TikToku śmieszne wideo, z nieostrożnymi użytkownikami i gazem pieprzowym w roli głównej. Czuła się w tym temacie, w miarę pewnie. W końcu obsługa ograniczała się tylko do wycelowania i naciśnięcia przycisku. Poprawiła garsonkę i powoli ruszyła przed siebie, nasłuchując. Miała wrażenie, że było ich kilku.
Podaj – usłyszała szept, jednak to odkręć. Cholera odpadło. Przynieś zapasowe.
Okradają sejf – pomyślała. Ale skąd wiedzieli? Czyżby miejsce jego ukrycia było aż tak oczywiste? Przez kilka lat odkładali tam razem z mężem, niewielkie kwoty, na różne wydatki. Gdy gotówki zrobiło się całkiem sporo, postanowili kupić sejf, aby zminimalizować ryzyko jej kradzieży.
Wielki, brodaty mężczyzna, z impetem wypadł z pokoju i o mały włos jej nie staranował. Niewiele myśląc nacisnęła przycisk i gaz rozpylił się po całym pomieszczeniu. Zaczęła uciekać. O dziwo nie krzyczała. Była dumna z siebie. Szybko wybiegła z klatki, ale walące o żebra serce nakazało się jej zatrzymać. Brakowało jej tchu. Wyjęła telefon i zaczęła nagrywać. W razie czego nagra chociaż złodziei, zanim zginie. Na kondycję nie miała już co liczyć. Nogi stały się jakby były zrobione z waty.
Ku jej zdziwieniu, z klatki wytoczył się sanitariusz, przecierając oczy i klnąc coś pod nosem. Oprzytomniała. W ułamku sekundy połączyła w głowie kropki. O Jezus ! Co ja zrobiłam! Nie miała przy sobie specjalnych chusteczek łagodzących efekt działania gazu, wyjęła za to chusteczki do demakijażu, z nadzieję, że może one chociaż trochę pomogą.
Podbiegła i bez opamiętania zaczęła przecierać oczy i twarz sanitariusza. Kątem oka tylko zauważyła, że w jej mieszkaniu otwierają się okna.
***
O dziwo w mieszkaniu nie było czuć zapachu gazu pieprzowego. Nie szczypały ją też oczy, czego nie mogła powiedzieć o sanitariuszu, który co chwila je przecierał. Weszła za nim do mieszkania i powoli udała się do sypialni. Mąż leżał na noszach, przygotowany do transportu. Na jego ciele dziwnie opinał się, zdecydowanie zbyt mały strój Batmana. Wykrzywiona żuchwa lekko zwisała ku pomarańczowym noszom, a ślina zastygła w bezruchu, niczym wodospad oglądany z daleka. Nie mógł się ruszać, a jego oczy wypełnione były łzami, bynajmniej nie z powodu wyrzutów sumienia.
Z osłupienia wyrwał ją przestraszony kobiecy głos. To ja już pójdę. Szara na twarzy, niczym niewyróżniająca się kobieta ubrała spodnie i szybko opuściła mieszkanie.
Skąd ona się ty wzięła i… kto to jest? – zapytała
Sanitariusz spojrzał na nią. Myślałem, że… żona.
– Chyba jednak nie, wyjąkała osłupiała, a sanitariusz zrozumiał ją w ułamku sekundy. Co tutaj się stało?
– Musiałaby Pani zapytać męża, ale chyba chwilowo nie będzie mógł udzielić wyczerpujących informacji. Na moje oko poczuł przypływ energii, pośliznął się na parapecie i zamiast na łóżku, wylądował na podłodze, nieszczęśliwie zahaczając przy okazji szczęką, o rant łóżka. Chyba zapomniał, że Batman nie lata, spojrzał na nią podrażnionymi oczami. Swoją drogą to już drugi super bohater w tym miesiącu, ale Superman złamał sobie tylko nogę. Ja wolę Thora – sanitariusz nieskutecznie próbował rozładować napięcie.
-A… parapet proponuję przykleić na porządny klej, uśmiechnął się i wyszedł zamykając drzwi.
Gdy została sama, stała przez chwilę sparaliżowana. Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać. Uświadomiła sobie, że jej małżeństwo właśnie legło w gruzach. I ten wstyd, upokorzenie. Zamknęła okna i nalała sobie kieliszek czerwonego wina, bo na szczęście nic mocniejszego nie było w domu. Czym ja sobie na to zasłużyłam.
Zdjęcie:pixabay